-Hej
widziałem, że byłaś na koncercie- zaczął nie pewnie. Odczuwałam, że był bardzo
zestresowany. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, przecież nie ucieknę teraz od
niego. W dodatku to tylko sen.
-Tak, przechodziłam obok i zauważyłam jak śpiewasz.
Spodobało mi się, więc przystanęłam na chwilkę – Odparłam, łamiąc jedną z
najważniejszych reguł naszej szkoły. Już to, że się tu znalazłam świadczyło o
tym, że ta księga w moim pokoju sporo namieszała. Musiałam nieświadomie wymówić
jakieś zaklęcie, które mnie tu przeniosło.
Jestem pewna, że będę miała przez to kłopoty, ale na razie chcę po
prostu cieszyć się chwilą.
-Dziękuję, wiesz może wyskoczylibyśmy gdzieś na kawę? –
Spytał nieśmiało. Tylko, że co to do cholery jest ta kawa? W naszym świecie
nigdy takiej nazwy nie słyszałam, wydawał się miły, więc po prostu spytałam co
to jest ta kawa, ale on tylko zaczął się śmiać, jakbym zażartowała.
Stwierdziłam, że żeby nie wyjść na idiotkę też się uśmiechnę.
-Mam to uznać, za potwierdzenie mojej propozycji? – zapytał
i lekko uniósł swoje gęste brwi, oczekując odpowiedzi.
-Wiesz, to nie jest najlepszy pomysł. – Powiedziałam, po
czym dodałam , że musze już iść. Już sam fakt, że z nim rozmawiam był nie do
pomyślenia. Teraz musiałam odnaleźć kogoś, kto byłby wstanie mi pomóc. W każdym
świecie, jest jakiś reprezentant świata magii, tylko przez tych podszywających
się pod nich magików ciężko będzie go znaleźć i może zająć mi to naprawdę dużo
czasu. Mam nadzieję, że Abbie wymyśli coś w tym czasie.
Błąkałam
się wąskimi uliczkami już kilka godzin. Nie dawno uczyliśmy się na lekcji jak w
razie potrzeby poradzić sobie w innym świecie, i że przedstawicieli świata
magii powinniśmy szukać właśnie w takich uliczkach. Z pewnością ich rozpoznam,
bo mają być ubrani w jedną rzecz z naszego świata. Problem w tym, że każdemu
bezdomnemu musiałam się dokładnie przyglądać, a im to nie bardzo się podobało.
Jak na razie nikt chodź trochę nie przypominał istoty magicznej.
Usiadłam
na zniszczonej, brukowej drodze i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że właśnie w tym
momencie cały mój świat się zawalił. Nie obchodziło mnie co pomyślą ci ludzie i
tak ich nie znałam i nie miałam zamiaru poznawać. Powietrze było coraz
ostrzejsze, a ja dalej siedziałam na zimnej ziemi zalana łzami. Nagle poczułam,
że ktoś mnie szturchnął. Pretensjonalnie podniosłam głowę, żeby zwrócić
przechodniowi uwagę, ale zamiast niego ujrzałam pochyloną nade mną, zmarszczoną
i zmęczoną twarz, ale całkiem przyjaźnie wyglądającą. Starszy pan podał mi
chusteczkę i usiadł obok mnie. Był ubrany w zniszczoną, granatową kurtkę i
wełnianą, dziurawą czapkę, która była ewidentnie na niego za duża.
-Życie czasami potrafi dopiec, ale nigdy nie można się
poddać. Trzeba żyć, a jeśli nie ma się dla kogo, to dla tych pięknych wschodów
i zachodów słońca, dla pasji, dla tego co się kocha. Przeszłaś w życiu tyle już
lekcji, chcesz je wszystkie zmarnować? – Spytał, a ja patrzyłam na niego
załzawionymi oczyma, smarkając w jego chusteczkę. Był mądry, naprawdę mądry.
Zastanawiałam się dlaczego taki człowiek jak on się tutaj znalazł.
-Pan nic nie rozumie, ja w cale nie chciałam kończyć ze
swoim życiem. Po prostu zagubiłam się w tym świecie i nie potrafię się
odnaleźć. – Tłumaczyłam się, a on jakby definiując moje zdanie literka po
literce, przytakiwał głową. Następnie westchnął.
-Kochana, potrzeba czasu żeby odnaleźć się w tym świecie.
Czasami nam się to udaje, a czasami nie. To mało istotne, bo wystarczy, że
odnajdzie się swoją osobowość i pasję, a cały świat jest zbędny.
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo, jednak prawda była
taka, że nie miał pojęcia, iż naprawdę się zgubiłam i nie wiem jak odnaleźć
swój prawdziwy świat.
Starszy
pan odszedł na swoje stanowisko naprzeciwko mnie, a obok mnie pojawił się jego
włochaty przyjaciel. Polizał mnie po łapie i ułożył się wygodnie na moich
kolanach.
-On nie wszystkich akceptuje. W zasadzie jesteś drugą
osobą, nie licząc mnie, którą naprawdę polubił.- Powiedział starszy pan.
Zaintrygowała mnie ta wypowiedź, jeszcze raz spojrzałam na psiaka. Był on
zwykłym kundelkiem, mieszańcem kilku ras. Był niewielki, miał średniej
długości, rudawe, miejscami brązowe futro i szpiczaste uszy, w tej chwili
bezwładnie opadnięte.
-Więc kto był pierwszym szczęśliwcem, którego pokochał
ten kundelek.- Spytałam zaciekawiona.
-Remsey. – Odpowiedział.
-Słucham? – Nie rozumiałam. Jaki Remsey?
-Tak się wabi ten pies. – Powiedział bezdomny i wskazał
na kundla.
-Moja żona, to w zasadzie jej pies. Tylko, że ona nie
żyje od dłuższego czasu, mimo to, on cały czas ma nadzieję, że wróci. Byli ze
sobą bardzo zżyci. Klara zabierała go dosłownie wszędzie gdzie się tylko dało.
W odwiedziny do znajomych, rodziny, na targ, a w szczególności uwielbiała
wędrować z nim leśnymi ścieżkami. Przyznam, że czasem byłem nawet o niego
zazdrosny. W końcu był jej najlepszym przyjacielem, ale z czasem do tego
przywykłem.
-Czy on coś umie? – Zapytałam. Uwielbiałam oglądać pokazy
zwierzaków w świecie magii. Z tym, że tam żyły inne zwierzęta. Co prawda, koty
i psy, również tam były, ale był to niecodzienny widok, bo sprawdzenie takiego
zwierzaka ze świata ludzi, kosztowało naprawdę sporą przysługę, a czasem nawet
zagwarantowanie, że poniesie się śmierć za drugą osobę.
-Tak, dosyć sporo. – Odpowiedział, a ja już miałam
szkiełka w oczach.
-Remsey, poroś. – Powiedział, a pies na komendę uniósł
się na dwóch łapach i obrócił wokół własnej osi. Następnie wykonał polecenie
siad, pół siad, łapa i wstydź się. Po każdej z komend dostawał wynagrodzenie w
postaci psiego smakołyku.
Nastała
już ciemna noc. Starszy pan usadowił się wygodnie na ławce, a mi oddał swój
koc. Ramsey leżał posłusznie obok niego i na każdy dźwięk strzygł uszami. Ja
nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na gwiazdy-wydawały się być szczególnie piękne.
Patrzyłam na tą dwójkę-wydawali się być szczęśliwi. Patrzyłam na ten
świat-wydawał się być szczególnie cichy, aż w końcu w kałuży spojrzałam na
siebie – wydawałam się być szczególnie samotna.
Rano
obudził mnie uliczny ruch. Ludzie przechodzili obok i tylko niektórzy zerknęli
w moją stronę, a jeśli już to z wielkim politowaniem, odrazą. Wtem dostrzegłam
Ramseya, był przywiązany do słupa stojącego obok ławki, a do obroży miał
przyczepioną karteczkę.
„Na nikogo tak nie patrzy jak na ciebie. Wiem, że się kochacie, wiem też, że jesteś dobrą osobą, o wielkim sercu i wielkich problemach. On pomoże ci je rozwiązać.”
Nie wiedziałam, czemu ten
facet zostawił ze mną jego psa. Przecież, to było oczywiste, że go kochał. To
prawda, że Ramsey szczególnie przypadł mi do gustu, ale przecież nie miałam
teraz czasu na zajmowanie się jakimś kundlem. Mimo wszystko nie mogłam zostawić
go tu samego. Jego właściciel mi zaufał i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby
się nie zawiódł.
Wstałam z ławki, złożyłam koc w kostkę i zostawiłam go na
niej. Podeszłam do psa, pogłaskałam go po pysku, a on powitalnie mnie polizał.
Wiedziałam, że mnie lubił, pytanie jednak brzmiało inaczej. Dlaczego? Może to
akurat przez magię, a może przez moją osobę? Jednak teraz mój tok rozumowania
zakłócał pusty żołądek. Odwiązałam psiaka i poszłam w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia
i dla mnie i dla niego.
Super<3
OdpowiedzUsuńZA KAŻDĄ OBSERWACJE SIĘ ODWDZIĘCZAM!
http://moda-ma-zasady.blogspot.com/