piątek, 2 sierpnia 2013

5# Nowy przyjaciel

                -Hej widziałem, że byłaś na koncercie- zaczął nie pewnie. Odczuwałam, że był bardzo zestresowany. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, przecież nie ucieknę teraz od niego. W dodatku to tylko sen.
-Tak, przechodziłam obok i zauważyłam jak śpiewasz. Spodobało mi się, więc przystanęłam na chwilkę – Odparłam, łamiąc jedną z najważniejszych reguł naszej szkoły. Już to, że się tu znalazłam świadczyło o tym, że ta księga w moim pokoju sporo namieszała. Musiałam nieświadomie wymówić jakieś zaklęcie, które mnie tu przeniosło.  Jestem pewna, że będę miała przez to kłopoty, ale na razie chcę po prostu cieszyć się chwilą.
-Dziękuję, wiesz może wyskoczylibyśmy gdzieś na kawę? – Spytał nieśmiało. Tylko, że co to do cholery jest ta kawa? W naszym świecie nigdy takiej nazwy nie słyszałam, wydawał się miły, więc po prostu spytałam co to jest ta kawa, ale on tylko zaczął się śmiać, jakbym zażartowała. Stwierdziłam, że żeby nie wyjść na idiotkę też się uśmiechnę.
-Mam to uznać, za potwierdzenie mojej propozycji? – zapytał i lekko uniósł swoje gęste brwi, oczekując odpowiedzi.
-Wiesz, to nie jest najlepszy pomysł. – Powiedziałam, po czym dodałam , że musze już iść. Już sam fakt, że z nim rozmawiam był nie do pomyślenia. Teraz musiałam odnaleźć kogoś, kto byłby wstanie mi pomóc. W każdym świecie, jest jakiś reprezentant świata magii, tylko przez tych podszywających się pod nich magików ciężko będzie go znaleźć i może zająć mi to naprawdę dużo czasu. Mam nadzieję, że Abbie wymyśli coś w tym czasie.
                Błąkałam się wąskimi uliczkami już kilka godzin. Nie dawno uczyliśmy się na lekcji jak w razie potrzeby poradzić sobie w innym świecie, i że przedstawicieli świata magii powinniśmy szukać właśnie w takich uliczkach. Z pewnością ich rozpoznam, bo mają być ubrani w jedną rzecz z naszego świata. Problem w tym, że każdemu bezdomnemu musiałam się dokładnie przyglądać, a im to nie bardzo się podobało. Jak na razie nikt chodź trochę nie przypominał istoty magicznej.
                Usiadłam na zniszczonej, brukowej drodze i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że właśnie w tym momencie cały mój świat się zawalił. Nie obchodziło mnie co pomyślą ci ludzie i tak ich nie znałam i nie miałam zamiaru poznawać. Powietrze było coraz ostrzejsze, a ja dalej siedziałam na zimnej ziemi zalana łzami. Nagle poczułam, że ktoś mnie szturchnął. Pretensjonalnie podniosłam głowę, żeby zwrócić przechodniowi uwagę, ale zamiast niego ujrzałam pochyloną nade mną, zmarszczoną i zmęczoną twarz, ale całkiem przyjaźnie wyglądającą. Starszy pan podał mi chusteczkę i usiadł obok mnie. Był ubrany w zniszczoną, granatową kurtkę i wełnianą, dziurawą czapkę, która była ewidentnie na niego za duża.
-Życie czasami potrafi dopiec, ale nigdy nie można się poddać. Trzeba żyć, a jeśli nie ma się dla kogo, to dla tych pięknych wschodów i zachodów słońca, dla pasji, dla tego co się kocha. Przeszłaś w życiu tyle już lekcji, chcesz je wszystkie zmarnować? – Spytał, a ja patrzyłam na niego załzawionymi oczyma, smarkając w jego chusteczkę. Był mądry, naprawdę mądry. Zastanawiałam się dlaczego taki człowiek jak on się tutaj znalazł.
-Pan nic nie rozumie, ja w cale nie chciałam kończyć ze swoim życiem. Po prostu zagubiłam się w tym świecie i nie potrafię się odnaleźć. – Tłumaczyłam się, a on jakby definiując moje zdanie literka po literce, przytakiwał głową. Następnie westchnął.
-Kochana, potrzeba czasu żeby odnaleźć się w tym świecie. Czasami nam się to udaje, a czasami nie. To mało istotne, bo wystarczy, że odnajdzie się swoją osobowość i pasję, a cały świat jest zbędny.
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo, jednak prawda była taka, że nie miał pojęcia, iż naprawdę się zgubiłam i nie wiem jak odnaleźć swój prawdziwy świat.
                Starszy pan odszedł na swoje stanowisko naprzeciwko mnie, a obok mnie pojawił się jego włochaty przyjaciel. Polizał mnie po łapie i ułożył się wygodnie na moich kolanach.
-On nie wszystkich akceptuje. W zasadzie jesteś drugą osobą, nie licząc mnie, którą naprawdę polubił.- Powiedział starszy pan. Zaintrygowała mnie ta wypowiedź, jeszcze raz spojrzałam na psiaka. Był on zwykłym kundelkiem, mieszańcem kilku ras. Był niewielki, miał średniej długości, rudawe, miejscami brązowe futro i szpiczaste uszy, w tej chwili bezwładnie opadnięte.
-Więc kto był pierwszym szczęśliwcem, którego pokochał ten kundelek.- Spytałam zaciekawiona.
-Remsey. – Odpowiedział.
-Słucham? – Nie rozumiałam. Jaki Remsey?
-Tak się wabi ten pies. – Powiedział bezdomny i wskazał na kundla.
-Moja żona, to w zasadzie jej pies. Tylko, że ona nie żyje od dłuższego czasu, mimo to, on cały czas ma nadzieję, że wróci. Byli ze sobą bardzo zżyci. Klara zabierała go dosłownie wszędzie gdzie się tylko dało. W odwiedziny do znajomych, rodziny, na targ, a w szczególności uwielbiała wędrować z nim leśnymi ścieżkami. Przyznam, że czasem byłem nawet o niego zazdrosny. W końcu był jej najlepszym przyjacielem, ale z czasem do tego przywykłem.
-Czy on coś umie? – Zapytałam. Uwielbiałam oglądać pokazy zwierzaków w świecie magii. Z tym, że tam żyły inne zwierzęta. Co prawda, koty i psy, również tam były, ale był to niecodzienny widok, bo sprawdzenie takiego zwierzaka ze świata ludzi, kosztowało naprawdę sporą przysługę, a czasem nawet zagwarantowanie, że poniesie się śmierć za drugą osobę.
-Tak, dosyć sporo. – Odpowiedział, a ja już miałam szkiełka w oczach.
-Remsey, poroś. – Powiedział, a pies na komendę uniósł się na dwóch łapach i obrócił wokół własnej osi. Następnie wykonał polecenie siad, pół siad, łapa i wstydź się. Po każdej z komend dostawał wynagrodzenie w postaci psiego smakołyku.
                Nastała już ciemna noc. Starszy pan usadowił się wygodnie na ławce, a mi oddał swój koc. Ramsey leżał posłusznie obok niego i na każdy dźwięk strzygł uszami. Ja nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na gwiazdy-wydawały się być szczególnie piękne. Patrzyłam na tą dwójkę-wydawali się być szczęśliwi. Patrzyłam na ten świat-wydawał się być szczególnie cichy, aż w końcu w kałuży spojrzałam na siebie – wydawałam się być szczególnie samotna.
                Rano obudził mnie uliczny ruch. Ludzie przechodzili obok i tylko niektórzy zerknęli w moją stronę, a jeśli już to z wielkim politowaniem, odrazą. Wtem dostrzegłam Ramseya, był przywiązany do słupa stojącego obok ławki, a do obroży miał przyczepioną karteczkę.
                „Na nikogo tak nie patrzy jak na ciebie. Wiem, że się kochacie, wiem też, że jesteś dobrą osobą, o wielkim sercu i wielkich problemach. On pomoże ci je rozwiązać.”
Nie wiedziałam, czemu ten facet zostawił ze mną jego psa. Przecież, to było oczywiste, że go kochał. To prawda, że Ramsey szczególnie przypadł mi do gustu, ale przecież nie miałam teraz czasu na zajmowanie się jakimś kundlem. Mimo wszystko nie mogłam zostawić go tu samego. Jego właściciel mi zaufał i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby się nie zawiódł.

Wstałam z ławki, złożyłam koc w kostkę i zostawiłam go na niej. Podeszłam do psa, pogłaskałam go po pysku, a on powitalnie mnie polizał. Wiedziałam, że mnie lubił, pytanie jednak brzmiało inaczej. Dlaczego? Może to akurat przez magię, a może przez moją osobę? Jednak teraz mój tok rozumowania zakłócał pusty żołądek. Odwiązałam psiaka i poszłam w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia i dla mnie i dla niego. 

1 komentarz:

  1. Super<3


    ZA KAŻDĄ OBSERWACJE SIĘ ODWDZIĘCZAM!
    http://moda-ma-zasady.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń